- Gin, gdzie jest Hermiona? - zapytał, nie zdając sobie sprawy, że ona nadal jest zła i że musi ją przeprosić.
- Co za opiekuńczość z twojej strony. Pogratulować. Jednak masz uczucia. - wycedziła, nie odwracając się do, stojącego po prawej stronie kanapy, Rona.
- O co ci znowu chodzi, co?! - krzyknął, a całe towarzystwo zgromadzone w pomieszczeniu popatrzyło na niego z dezaprobatą. Ron ściszył głos i dodał - Co ja ci znowu zrobiłem? - warknął.
- Nic. - powiedziała to tak dobitnie, że Weasley nie wytrzymał.
- Powiedz, kobieto! Musisz być tak uparta i głupia?! Zachowujesz się jak dziecko! - krzyczał, nie zwracając uwagi na innych Gryfonów, ani kompletny olew swojej siostry.
- Weasley, uspokój swojego brata! - krzyknął Seamus, zmęczony tym przydługim monologiem kolegi.
- Ron... - powiedziała cicho.
- Co, najpierw: 0dwal się, a teraz Ron?
- Przymknij się! - Ginny podniosła głos - Chciałam ci tylko powiedzieć, że byłoby mi miło, gdybyś nie wydawał z siebie głośniejszych dźwięków, niż potrzeba. A, i że nie rozmawiam z tobą. - dodała.
- A to niby czemu?! - rudzielec był na skraju wytrzymałości.
- Nie jesteś w brodziku moich potrzeb intelektualnych. - powiedziała spokojnie, po czym wstała i skierowała się powolnym krokiem do swojego dormitorium.
Ron stał i patrzył na oddalającą się sylwetkę swojej siostry. W końcu, wkurzony, wrócił do swojego pokoju i poszedł spać.
***
- Że razem?!Dyrektorka miała wrażenie, że usłyszał ich cały zamek, jak i pobliska wioska. Nie mogąc się powstrzymać, sięgnęła po kubek z leczniczymi ziołami, na uspokojenie skołatanych nerwów. Upiła łyk i po dłuższej chwili powiedziała:
- Jest już późno, nie sądzicie? Wasze dormitorium znajduje się na czwartym piętrze, za obrazem przedstawiającym Waldemara Uczciwego. Hasło to "onomatopeja". Dobranoc. - oznajmiła szybko, po czym wstała i dosłownie wypchnęła ze swojego gabinetu dwójkę uczniów.
Hermiona i Draco z niedowierzaniem patrzyli na drzwi. To było absolutnie niemożliwe... Nie było takiej opcji... Po chwili popatrzyli na siebie. Blondyn z pewnego rodzaju skupieniem, a brązowowłosa z niepokojem i lekkim strachem. Po kilku minutach gapienia się sobie w oczy, Herm spuściła wzrok, a Ślizgon odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę czwartego piętra. Nie słysząc kroków, zapytał:
- Dreptasz tam z tyłu, Granger? - odwrócił lekko głowę w bok, chcąc spojrzeć kątem oka na dziewczynę.
- Że ja...? - zapytała, mało elokwentnie.
- Merlinie... Tak, - zaznaczył - ty, Granger.
- A gdzie ty idziesz? - zapytała cicho, nadal stojąc pod wejściem do gabinetu.
- A jak myślisz?
Zapadła chwila ciszy. Hermiona zaczęła zastanawiać się, gdzie szedł Malfoy.
- Do łazienki? - zapytała nieśmiało, a on tylko przewrócił oczami i rzucił krótkie "chodź".
- Że z Tobą? Do łazienki z tobą? Czy to jakaś niemoralna propozycja, bo wiesz... ja niezbyt chętnie... - dukała, ale przerwał jej pogardliwy śmiech dziedzica skarbca Malfoy'ów.
- Chciałabyś. Nawet, gdybym cię zgwałcił, to sama błagałabyś o więcej. - powiedział, pewny siebie.
- Chyba śnisz, Malfoy. - warknęła.
- Nie, to ty byś o tym śniła. Idziesz do tego dormitorium, czy mam uznać je za własne?
Ta w odpowiedzi prychnęła i wyprzedziła Ślizgona. Niestety, Malfoy miał dłuższe nogi, więc szybko zrównał z nią kroku i ją przegonił. Gdy doszli do obrazu i blondyn powiedział hasło, weszli do środka, ciekawi wystroju i podziału tego miejsca.
Całe pomieszczenie było ciemnoniebieskie z brązowymi meblami i szarą sofą, oraz fotelami. W małym korytarzu, w którym znajdowało się wejście, był wieszak na ubrania, półka na buty i lustro, po lewej od portretu. Gdy wchodziło się do salonu, w oczy od razu rzucał się duży kominek, a centralnie przed nim, szara kanapa, stojąca przodem do przejścia. Po obu jej stronach stały dwa fotele do kompletu i dwa stoliki po bokach, które, tak jak inne meble, były w odcieniu ciemnego brązu. Beżowy dywan idealnie rozjaśniał dość ciemne pomieszczenie. Pomiędzy siedzeniami stał jeszcze jeden stolik, większy, z ciemnymi nogami i szklanym blatem. Po lewej stronie kominka były drzwi, prowadzące do łazienki. Za kanapą było wejście do korytarza, do którego prowadziło sześć schodków. Na lewo od wejścia był dobrze wyposażony barek, a po prawej stronie pomieszczenia, obok okien, stała spora biblioteczka. Hermiona od razu rzuciła się w jej kierunku, ale opamiętała się, słysząc prychnięcie. Obiecała sobie, że jeszcze ją przetrzepie. Spojrzała w kierunku Malfoy'a i nie mogła powstrzymać się od głośnego chrząknięcia. Ślizgon spojrzał na nią zdziwiony, a ta tylko pokręciła głową. Nie trudno się domyślić, gdzie stał i co robił blondyn.
- Alkoholik. - warknęła.
- Książkoholik. - powiedział, po czym skierował się w stronę korytarza.
Postanowiła pójść za nim. Oboje modlili się, żeby mieli osobne sypialnie, ale po głębszej analizie, Ślizgon stwierdził, że w sumie to nie miałby nic przeciwko, żeby jakaś ładna dziewczyna spała w jego łóżku... Co?! Czy on właśnie przyznał, że Granger jest ładna?! Nie... po prostu jego podświadomość szuka głupich podtekstów...
- Które są czyje? - jego rozmyślania przerwał głos Gryfonki.
- Sprawdzam te po prawo. - powiedział i zniknął za drzwiami.
Gryfonka, nie mając za bardzo innego wyjścia, weszła do sypialni po lewo. Tak, to na pewno była jej sypialnia. Szkarłat i złoto. Gryffindor. Po lewej stronie od drzwi od razu była ściana, przy której stała spora komoda, a na przeciw niej - jej łóżko. A raczej wielkie łoże. Po prawej stronie od drzwi stała duża szafa, a obok niej sekretarzyk. Wchodząc do pomieszczenia, oprócz ogromnego łóżka, od razu dostrzegało się całą ściane okien, a pod nimi półmetrową w wysokości i szeroką na całą ścianę, małą biblioteczkę. Gryfonka od razu zauważyła swój bagaż i otworzyła klatkę Krzywołapa. Rudy kocur wyminął właścicielkę i skierował się do wyjścia z pokoju. Hermiona, nie zwracając uwagi na swojego kota, opadła na czerwone poduszki i po chwili zapadła w sen. Była mile zdziwiona tym, że Malfoy nie zaczął walić w drzwi gabinetu dyrektorki i błagać o zostanie w "przytulnych" lochach. Nie wiedziała, co o tym sądzić, ale teraz chciała po prostu spać...
***
- Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć?! Wiesz jak się martwiłam?! Całą noc nie mogłam spać, bo gdzieś zniknęłaś! - krzyczała rozeźlona Weasleyówna, nie mogąc pojąć głupoty swojej, niby tak mądrej, przyjaciółki.- Ginny... - powiedziała kasztanowłosa, ale rudowłosa nie dała jej dokończyć.
- Nie Ginnuj mi tu teraz! I nie mów, że zasnęłaś! Wystarczyło wysłać krótką wiadomość patronusem, np. "Hej, Gin! Nie martw się o mnie. McGonagall przydzieliła mi osobne dormitorium, bo zostałam prefektem naczelnym. Nie uwierzysz! Mieszkam teraz z tym mega przystojnym dupkiem ze Slytherinu! Zgaduj." Wystarczyłoby!
- Wiesz, Weasley, cieszę się, że ci się podobam, ale nie jesteś w moim typie. - usłyszały za sobą głos, dobrze znany i znienawidzony - Za to Diabeł by nie pogardził. Piszesz się? - zapytał niewinnie.
Dziewczyny odwróciły się w stronę blondyna i spojrzały na siebie, zirytowane. Gin postanowiła wejść w rozmowę ze Ślizgonem.
- A co, Malfoy? Zrobiliście sobie babski wieczór? Zwierzenia i te sprawy? Ja osobiście proponuje czworokąt. Piszesz się? - przedrzeźniła go.
- Pytanie z kim? - zapytał z ironicznym uśmiechem.
- Ty, ja, Blaise i Herm. Powiem ci, że ona tylko gra taką cnotke. - powiedziała konspiracyjnym szeptem, nie zwracając uwagi na oburzenie swojej przyjaciółki. Malfoy na te wieść spojrzał rozbawiony na ślicznie zarumienioną Gryfonkę.
- Wchodzę. Ale bez głębszych doznań. Prawda, czy wyzwanie? - zapytał.
- Malfoy i "bez głębszych doznań"? Świat wariuje. Powiedz tylko gdzie i kiedy. - tu Ginny spojrzała na złą przyjaciółkę, za nic mając jej mordercze spojrzenie.
- W sobotę. U nas w salonie. Bierzecie jeszcze kogoś? - spojrzał na dwie Gryfonki z niemym pytaniem.
- Harry'ego. Rona nie ma co brać, tylko popsuje zabawę. - powiedziała po chwili Hermiona. Ginevra spojrzała na nią zdziwiona, tak samo jak Malfoy.
- Mówiłam, że nie jest taką cnotką. - dodała ruda.
- Przekonamy się w praktyce. Bierzemy Pansy, polubicie się. - powiedział z ewidentnym sarkazmem i odwrócił się na pięcie, rzucając krótkie "dwudziesta druga".
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę z irytacją.
- Na libację ze Ślizgonami ci się zebrało?
- Poprawka. Z dwoma najlepszymi przyjaciółkami. Może nasza paczka się powiększy? - tu udała zamyślenie.
- Oby nie. - ucięła starsza Gryfonka.
Młoda Weasley tylko zachichotała i poszła na mugolznawstwo. Chcąc, nie chcąc, Herm poszła na transmutację ze Ślizgonami.
***
Była pod klasą pięć minut przed dzwonkiem. Stanęła obok grupki Gryfonów i przysłuchiwała się ich rozmowie. Po dłuższej chwili zrozumiała, o czym rozmawiają.
- Bredzisz. Wiadomo w kim jest zakochany. - w tym momencie Lavender urwała i wymownie spojrzała na zdezorientowaną brunetkę. - To, że go nie chce nie jest powodem do robienia takich głupot. - kontynuowała.Była pod klasą pięć minut przed dzwonkiem. Stanęła obok grupki Gryfonów i przysłuchiwała się ich rozmowie. Po dłuższej chwili zrozumiała, o czym rozmawiają.
- Ach, ale on naprawdę z nią chodzi! Chciał się odegrać, serio! Widziałam jak dzisiaj na śniadaniu się do niej przyssał! Ona nie mogła tego widzieć, bo się spóźniła! Zresztą, wczoraj podobno się pokłócili! - mówiła, pewna swego Parvati.
Obie dziewczyny stały kilka kroków od zbiegowiska Gryfonów i mówiły, niezbyt konspiracyjnym, szeptem.
- Czy wy mówicie o Ronie? - zapytała, nie mogąc się powstrzymać. Dwie Gryfonki wstrzymały oddech na jej widok.
- T - tak... - wyjąkała Parvati, ale szybko przerwała jej panna Brown.
- A co cię to obchodzi? Ty go nie chcesz, a wczoraj się pokłóciliście! - była zła, że to w tej dziewczynie się zakochał. Ona mogła mu dać wszystko, ale Weasley wolał tą wywłokę!
- Nie rozumiem, o ci ci chodzi. - powiedziała zdezorientowana kasztanowłosa.
- Już ty dobrze wiesz, o co mi chodzi! Ja mogłabym mu dać szczęście, a ty go tylko ranisz! - krzyczała.
- Ranie?! To, że go nie kocham jest ranieniem?! Mam z nim być i ranić samą siebie?! - teraz na prawdę się wkurzyła.
- Ah, nie masz serca... - westchnęła i odeszła w stronę innych dziewczyn.
Hermiona nie chciała podchodzić do Harry'ego i Rona, ale, niestety, musiała.
- Harry, możesz na słowo? - zapytała z bezpiecznej odległości. Fakt. Ron miał zajęcie. Właśnie "pożerał" Susan Bones z Hufflepuff'u... O dziwo, ten widok nawet nią nie poruszył.
- Jasne... - powiedział i podszedł do niej. - Więc...?
- Ginny miała ochotę na schlanie się do nieprzytomności, więc umówiła się ze Ślizgonami na imprezę. Prawda, czy wyzwanie. W moim dormitorium. Raczej moim i Malfoy'a... Przyjdziesz? Bez Rona. - powiedziała szybko.
- CO?! MIESZKASZ Z MALFOY'EM?! - krzyknął, ale na szczęście nikt ze zgromadzonych nie ogarnął ogólnego sensu tego zdania.
- Oboje jesteśmy prefektami naczelnymi. To jak, przyjdziesz? - zapytała cicho z nadzieją.
- Nooo... - Miona zrobiła takie oczy, że nawet Draco by się rozpłynął. - Dobra... - dodał. Nie zdążył nic zrobić, a Herm rzuciła mu się na szyję.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - po chwili oderwała się od niego i wpadła z impetem do, otwartej już, klasy.
Zmierzała już w stronę swojego stałego miejsca, ale szybko tego pożałowała. Na jej krześle, przy jej ławce, siedziała pewna, niezbyt urokliwa, Puchonka. Postanowiła nie robić scen i znaleźć inne miejsce.
- Hermiona! - krzyknął ktoś, kogo krzyku nie chciała teraz słyszeć. - Trzymam ci miejsce! - powoli odwróciła się w stronę Zabiniego i pożałowała kolejnej czynności tego dnia.
Ślizgon, nie zważając na mordercze spojrzenie najlepszego przyjaciela, położył się na dwóch krzesłach, tak, by młody Malfoy nie mógł usiąść. Ale to nie poskutkowało. Draco, zmęczony zachowaniem kumpla, usiadł mu na głowie.
- Myślę, że Malfoy'owi bardziej zależy na tym miejscu... - nie dokończyła, bo Blaise postanowił jej przerwać.
- Bredzisz, usiądzie sobie z Theodorem. - powiedział z taką miną, jakby mógł do tego zmusić Draco, który przyciskał jego głowę coraz mocniej.
Theodor za to sobie siedział i nic nie robił. Patrzył na tę scenę z lekkim rozbawieniem, ale też irytacją.
- Dobra, Smoku, złaź z niego. - powiedział po chwili.
- Nigdy.
- Złaź. - powiedział stanowczo.
- Odwal się. - warknął Malfoy.
- To cię zepchnę. - nie czekając na odpowiedź, rzucił się na zdezorientowanego Ślizgona. Po chwili, zbierający się z podłogi blondyn, patrzył jak jego miejsce zajmuje Gryfonka. Sam z niechętną miną usiadł obok Theodora.
Po chwili do sali weszła McGonagall. Nie zrezygnowała z prowadzenia swojego przedmiotu i opieki nad Gryffindorem. Stanęła za katedrą i zaczęła tłumaczyć temat, pierwszej w tym roku szkolnym, lekcji. Gdy skończyła, cała klasa miała zamienić pióro w małego szczeniaka. Poziom piątej klasy. "Łatwizna" - pomyślała Hermiona. Wykonała dość skomplikowany ruch nadgarstkiem i przed nią pojawił się mały szczeniaczek. Blaise popatrzyła na nią i jej brązowego pieska z zazdrością. Przeklął cicho i zaczął machać różdżką. W międzyczasie, przed Nott'em pojawiła się czarna jak smoła suczka. Malfoy kilka razy próbował, aż w końcu Nott się nad nim zlitował i pomógł z odpowiednim ruchem ręki. O dziwo, pojawił się przed nim mały doberman. Zabini próbował i próbował, nie zwracając uwagi na szydercze śmiechy przyjaciół. Hermiona złapała go za nadgarstek i wykonała odpowiedni ruch. Zdziwiony Diabeł patrzył na swojego ognisto - rudego pieska. Po chwili zaczął go drapać za małymi uszkami.
- Dzięki... - powiedział cicho. - Można je sobie zatrzymać?! - krzyknął do profesorki.
- Yyy... Jeśli nie zależy Ci na odzyskaniu pióra, to tak. Możesz zatrzymać swojego psa. - powiedziała po chwili Minerwa.
- Tak! - krzyknął.
- Czy tylko ja widzę to uderzające podobieństwo między tym psem a Weasley? - zapytał prześmiewczo Malfoy.
- Tylko ty. - odpowiedziała Hermiona, chcąc bronić swojej przyjaciółki.
- Nie ciebie pytałem, Granger. - warknął.
- Ale ja odpowiedziałam. - pokazała mu język i wróciła do zabawy ze szczeniakami.
***
- Nazwę go Diabeł Junior. - ekscytował się Blaise.- Może Wiewióra & Diabeł Company, co? - dopytywał Draco.
- To też dobre. - wtórował Theodore.
- Zgadzam się. Ale jeszcze ktoś sobie coś pomyśli... - zaśmiał się Zabini.
- A nie o to chodzi? - zapytał Smok.
Na tę wypowiedź, Blaise posłał mu tylko piorunujące spojrzenie. Szli na trzecią tego dnia lekcję, eliksiry. Slughorn nie zrezygnował z prowadzenia tego przedmiotu, ale, jak to wyraźnie zaznaczył, tylko na jakiś czas. Weszli do sali i usiedli na swoich stałych miejscach. Tym razem Blaise oszczędził swoich scen z pilnowaniem miejsca Hermionie, choć znowu mieli z nią lekcję. Ślimak wszedł do klasy, rozejrzał się i pokręcił głową.
- Razem z radą pedagogiczną...
- Gdzieś to już słyszałem... - mruknął, wyraźnie niezadowolony Draco.
- ... stwierdziliśmy, że wszystkie domy powinny lepiej się integrować, więc trochę was poprzesadzam... - powiedział cicho i zaczął zastanawiać się nad odpowiednim poprzestawianiem uczniów.
- Pansy Parkinson i Lavender Brown. Dalej... Pan Nott i pan Wazlib...
- Wyrażam sprzeciw! Wybraniec, Granger, nawet Longbottom, tylko nie ten życiowy wieprz! - krzyknął Theodore, ale jego litania nie zostały wysłuchane.
- Proszę przejść do ławki pana Ronila. - powiedział spokojnie Horacy, a Nott z miną skazańca powlókł się do ławki rudzielca. - Harry, mój drogi, proszę, przejdź do ławki pana Zabiniego. - dodał przymilnie.
- Już, już... - mruknął Harry i zebrał swoje rzeczy.
- Panna Brocklehurst i... pan Harper... kto to jeszcze tu został... Ernie Macmillan i... yyy... panna Bulstrode, proszę przejść do ławki pana Macmillan... Lisa Turpin usiądzie z panną Greengrass, tak...
- I ostatnia para to Draco Malfoy i Hermiona Granger. Panno Granger... - profesor wskazał jej wolne już miejsce obok Malfoy'a. Zszokowana Gryfonka dopiero po chwili podreptała cicho w stronę miejsca kiedyś zajmowanego przez Zabiniego, który aktualnie dusił się ze śmiechu. "Nie no.... ja to mam szczęście..." - narzekała w myślach. Cała żeńska część klasy patrzyła na nią z zazdrością. "Inne dziewczyny dały by sobie nogę urwać, a ty się nie cieszysz... Greengrass i Brown zaraz mnie zabiją tym morderczym spojrzeniem... A tak dzisiaj broniła Rona..." - prychnęła.
- Serio myślisz, że podobam się Brown? Może to wykorzystam... - mruknął Ślizgon.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że Malfoy czytał jej w myślach. I to dosłownie.
- Świnia! Nędzna imitacja mężczyzny! Idiota! Nie masz za knut wstydu! - krzyczała.
- Panno Granger, czy ja pani przeszkadzam? - zapytał Mistrz Eliksirów.
- Nie, proszę pana. Przepraszam. - powiedziała, ale w myślach dodała "Bardzo...".
- Nie ładnie, Granger, nie ładnie... Tak krzyczeć na lekcji? - powiedział prześmiewczo.
- Zamknij się. - warknęła.
- A to cię uszczęśliwi? - zapytał niewinnie.
- Nawet nie wiesz jak. - burknęła.
- W takim razie, nie. - powiedział, dobitnie akcentując ostatnie słowo.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też, szlamciu, ja ciebie też.
- Eliksir ten jest bardzo złożony i nie wystarczą dwie godziny na jego uważenie, dlatego macie dwa tygodnie. Wszystkie potrzebne składniki są w składziku. Zaczynajcie! - powiedział Slughorn.
- Że co my ważymy? - zapytała Hermiona.
- Było słuchać. - uciął Malfoy, wstając.
- Zapomniałeś, że jesteśmy razem w parze? - warknęła.
- Zgaduj, Granger. - rzucił.
- Eliksir wielosokowy odpada, przygotowuje się go miesiąc. Na Wywar Żywej Śmierci wystarczą dwie godziny, nawet mniej. Eliksir tojadowy? - zastanawiała się na głos, idąc za Malfoy'em do składzika, po potrzebne składniki. - Mam rację? - zapytała, nie widząc żadnej reakcji.
- Nie będę psuł ci zabawy. Musisz być pewna. - powiedział beztrosko.
- Czyli tak. - po tych słowach wyminęła go i zaczęła wybierać składniki z pamięci.
Ślizgon westchnął i tylko patrzył na zamyśloną dziewczynę. Gdy się skupiała, marszczyła nos i przygryzała wargę. Zauważył to już dawno. Nie wiedzieć czemu, w sumie lubił na nią patrzeć. Irytowała go niemiłosiernie, ale gdy nic nie mówiła... była nawet znośna.
- Co się gapisz? Pomóż. - warknęła.
"No właśnie, gdy nic nie mówiła..." - mruknął w myślach i zabrał od dziewczyny składniki. "Byłaby milsza i całkiem znośna, nawet do rozmowy, gdybyś przestał ją tak traktować" - powiedział cichy głosik w jego głowie, ale od razu go odpędził.
- Twoja podświadomość dobrze gada, Malfoy. - wtrąciła Hermiona, głosem, jakby chciała się wpasować w jego myśli.
- Czy ty właśnie... - wysyczał, ale Gryfonka nie dała mu dokończyć.
- Myślisz, że tylko ty potrafisz używać legilimencji? Teoria to nie wszystko, praktykę też mam w małym palcu. - powiedziała, dumnie wypinając pierś.
- Niech cię szlag. - warknął.
- A ja ci życzę spełnienia marzeń. - powiedziała ironicznie.
- W moich marzeniach zdychasz w męczarniach. - mruknął, jakby to było całkiem normalne zdanie.
- Ważne, czy będziesz wtedy szczęśliwy? - zapytała, głosem godnym jakiejś terapeutki.
- A jak myślisz?
- Beze mnie twoje życie nie ma sensu. Twoja egzystencja będzie trudną tułaczką bez promyka nadziei, jakim dla ciebie jestem. - powiedziała, znów tym irytującym głosem.
- A jaka to nadzieja, co? - zapytał, dość zainteresowany tematem.
- Myślę, że chodzi jej o nadzieję na spełnienie miłości. - wtrącił Diabeł, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się tej wymianie zdań.
- Chodziło mi raczej o to, że w końcu zrobię z ciebie porządnego obywatela, ale skoro wolisz opcję Zabiniego...
- Nie wolę! - krzyknął.
- Taaa, jaaasneee... - mruknął Blaise.
- Tak, to jest jasne jak słońce! - warknął.
- Albo jak twój blady tyłek. - trafnie porównał Diabeł. Hermiona zachichotała, a Malfoy spojrzał na niego wzrokiem godnym Voldemorta.
- Zazdrościsz, bo twój blady nigdy nie będzie. - odgryzł się Draco.
- Nie wiedziałem, że jesteś rasistą. Mogłeś mi powiedzieć zanim się przywiązałem do twojej arystokratycznej, bladej, dupkowatej osoby. - powiedział "urażony" Zabini.
- Cóż, widziałeś, co brałeś. - powiedział i zaczął siekać ogon szczura. - Radzę ci zrobić to samo. - dodał.
- Co? Mam znaleźć sobie czarnego na usługi? Ty masz mnie, więc nie bardzo mógłbym wysługiwać się moim czarnym przyjacielem, biały bardziej się nada. Ciekawe, czy Nott jest zainteresowany... - mruknął, a Hermiona zaczęła się śmiać.
- Wspomnę twoje słowa, jak będę czegoś chciał. "Ty masz mnie...". - powiedział Smok.
- Wiesz, że ja zawsze do twojej dyspozycji. - po tych słowach pożegnał się i odszedł w stronę Złotego Dziecka.
- Ciekawie, nie powiem... - zaśmiała się Miona.
- Rutyna. - powiedział Malfoy.
Tak minęła im lekcja eliksirów. Efekt końcowy: 20 punktów dla Gryffindoru i Slytherinu, za najlepsze rozpoczęcie wytwarzania mikstury.
***
Historia magii, runy, numerologia i koniec. Ten dzień w zasadzie mogła zaliczyć do udanych. Ale była dopiero piętnasta. Okazało się, że Nott również chętnie się upije, więc punkt dwudziesta druga w sobotę przybędzie do jamy Smoka. Super. Właśnie jadła obiad, gdy jej przyjaciółka opadła na siedzenie przed nią i zaczęła opowiadać, jak minął jej dzień.- No hej, słuchaj, na mugolznawstwie dowiedziałam się, że Jean Fawcett zerwała z tym szukającym Ravenclawu! On ma na imię Terry, nie? W każdym bądź razie jest mega przystojny! Ale to nie to samo, co mieszkać z mega przystojnym facetem... i siedzieć z nim na eliksirach... i mieć go na wyłączność... do tego on jest szukającym i prefektem... chciałabym... - Gin nie mogła dokończyć zdania, bo przerwała jej Herm.
- Uwierz, nie. - powiedziała stanowczo.
- Przestań, jeszcze nic ci nie zrobił! Ja na twoim miejscu od razu bym się za niego brała! - krzyknęła.
- Dobrze, że nie jestem tobą! A i JESZCZE nic nie zrobił. Założę się, że coś knuje... Przyczai się i uderzy! Mówię ci! - oznajmiła, pewna swego.
- Tylko szukasz intryg... A może on się zmienił? Bierz się za niego, kobieto! - zachęcała Ginny.
- Dziękuję, ale nie. - ucięła. - Nie będę jedną z tych dziewczyn, które się za nim oglądają. Co to, to nie! A tak na marginesie, myślisz że w ogóle chciałby dotknąć takiej szlamy? - dodała ciszej. - Gin, pomyśl.
- Nie wydajesz się zawiedziona tym faktem...
- Bo nie jestem. Gorzej by było, gdyby mi się spodobał. Ale tak nie jest. - powiedziała.
- Ale musisz przyznać, że jest przystojny? - zapytała ruda.
- No jest. - przyznała niechętnie.
- Ja bym chociaż wykorzystała ten fakt.
- Niby w jaki sposób...? - zapytała podejrzliwie.
- Już tobie nie trzeba tłumaczyć. - powiedziała z dziwnym uśmieszkiem, który mówił wszystko.
- Jesteś obrzydliwa. Będę miała koszmary! - krzyknęła.
- Chyba raczej fantazje ero...
- Nie kończ. Błagam. - poprosiła.
- I tak wiem, że tego chcesz. - zaśmiała się Ginny.
Hermiona rzuciła w nią kotletem. I tak zaczęła się wojna...
***
- To nie był dobry pomysł... - powiedziała jej rudowłosa przyjaciółka, zdejmując ziemniaczka z włosów.- Było nie drążyć tematu. - ucięła Hermiona.
- Musimy się umyć, ubrać... ogólnie rzecz biorąc: ogarnąć.
- Pff... Po co? Idę spać z kotletem na głowie. Jak się obudzę w nocy głodna, to będe miała co jeść. - oznajmiła brunetka.
- Jak chcesz, nie wnikam, ale tak Malfoy'a nie poderwiesz. - powiedziała rozbawiona.
- I nie mam nawet zamiaru! Daj mi spokój! - krzyknęła.
- Dobra, już dobra, nie bulwersuj się... - powiedziała - To co robimy? - dodała.
- Wymyśl coś. Czekam na kapkę kreatywności i finezji. - odpowiedziała kasztanowłosa.
Tak naprawdę nie miała ochoty na nic, była wykończona. Dwie rozmowy ze Ślizgonami odebrały jej całe siły witalne. Nie wiedziała jeszcze, że musi się przyzwyczaić.
- Proponuje babski wieczór. - powiedziała, już zadowolona, Ginny.
- Nie... - mruknęła, ale Gin na dziś miała inne plany.
- Tak. I bez dyskusji. Kiedy ostatnio zrobiłyśmy sobie takie pogaduchy? - zapytała.
- Tydzień temu. - warknęła. I to był błąd.
- No właśnie! To co, idziemy do ciebie? - upewniła się.
- Nooo... - burknęła niechętnie.
- To widzimy się za cztery godziny! - i tyle ją widziała.
Hermiona, z jękiem rozpaczy, poszła na czwarte piętro. Była nieobecna, nie docierały do niej nawet powitania innych uczniów. Postanowiła wziąć kąpiel. Weszła do łazienki i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jeszcze jej nie widziała. Pomieszczenie było małe i jasne. Nie było żadnych okien, czy innych drzwi. Na wprost stała wanna, po lewo toaleta i umywalka z wielkim, szerokim lustrem. Po drugiej stronie pomieszczenia, obok drzwi, był prysznic. Cały pokój był obłożony białymi kafelkami. Gryfonka odkręciła kurki w wannie. Z jednego lał się niebieski, a z drugiego czerwony płyn. Gdy wanna się napełniła, a cała łazienka pachniała płynem, który w międzyczasie dolała panna Granger, brązowowłosa weszła do wanny. Postanowiła, że nie będzie się śpieszyć, bo i po co. Malfoy poczeka. Ewentualnie umyje się rano... Kilka razy podgrzewała wodę, gdy ta robiła się zimna. Gdy była już tak pomarszczona, jak ciotka Muriel, wyszła z wanny. Szybko się wytarła i ubrała. Dokładnie wysuszyła włosy i, nie mając za bardzo ciekawszej czynności, zaczęła rysować na zaparowanym lustrze. Ze wszystkich rysunków można było ułożyć zdania: "Zabini to wariat. Ginny, też. Te dwa głupki pasują do siebie (albo "Te dwa głupki ciągnie do siebie."). Malfoy - wredny, ja - miła. Diabełek słodki. Lubię książki." - czyli to, o czym teraz myślała. Otworzyła drzwi i na swojej drodze spotkała, nie kogo innego, jak znienawidzonego, tlenionego blond barana.
- Dłużej się nie dało? - zapytał.
- Jak chcesz to mogę tam wrócić. Tylko wezmę jakąś książkę... - powiedziała.
- Obejdzie się. - warknął i zniknął za drzwiami.
Kasztanowłosa zgarnęła jedną z książek, nie patrząc na tytuł, i poszła do swojego pokoju. Niedługo potem przyszła, już rozchichotana, Ginny i tak zaczęły się pogaduchy do poduchy.
***
Heloł, its mi!Mam nadzieję, że rozdział się podobał, pewnie mogłabym napisać lepszą końcówkę, ale jakoś nie wiedziałam, jak zgrabnie to skończyć. Chyba nie ma błędów w ortografii, bo te od razu poprawiam, ale, niestety, mam "syndrom nadużywania przecinka". Nazwa zastrzeżona wyłącznie for me! Notka jest troszkę krótsza od poprzedniej, ale to nic. Wynagrodzę to Wam na libacji.
PS: Wiecie jak ustawić automatyczne akapity w Bloggerze? Piszę na WordPadzie i wszystko potem kopiuję, a akapitów nie mogę... Człowiek, pomusz.