poniedziałek, 25 lipca 2016

Prolog

Pierwsze promienie słońca wdarły się przez zasłony do sypialni pewnej Gryfonki. Z pomrukiem niezadowolenia leniwie otworzyła powieki, lecz szybko przekonała się, że popełniła błąd. Jasne strugi światła poraziły jej oczy, więc szybko je zamknęła. Tym razem ostrożnie otworzyła ślepia i pierwszym, co zobaczyła, był bordowy, podniszczony przez ząb czasu, baldachim. Przekręciła się w lewo, w stronę okna, i od razu zauważyła ognistorude włosy, naturalnie porozrzucane na poduszce. W blasku słońca włosy jej przyjaciółki wyglądały jakby naprawdę płonęły. Najmłodsza latorośl rodziny Weasley poruszyła się, a jej reakcja na złote strugi wyglądała tak samo jak jej przyjaciółki. Odwróciła się w stronę kasztanowłosej i uśmiechnęła się. Gryfonka odwzajemniła ten gest.
- Dzień dobry - powiedziała.
- Hej. Jak się spało? - spytała ruda, nadal szczerząc się do szatynki.
- Dobrze, ale nadal nie mogę pogodzić się z tym, że mamy pokój od wschodu...
Weasleyówna zaśmiała się na tę pełną goryczy uwagę. Każdy dzień zaczynały od polemizowania na temat jaki to straszny pokój im przydzielono.
- Eh... Mogliby się bardziej postarać... - zaśmiała się.
Kasztanowłosa, widząc dobry humor przyjaciółki, uśmiechnęła się serdecznie.
- Naprawdę, jest tyle wolnych pokoi, ale nieee... - drążyła dalej Ginny.
- Dokładnie! Mogliby was przenieść do któregoś z pokoi na trzecim piętrze! Przynajmniej miałabym was z głowy... - dopowiedziało niezbyt życzliwie lustro, które stało naprzeciwko ich łóżek.
- Ty nie masz głowy, zrzędo! - krzyknęła Weasley.
- A ta znowu swoje... - mruknęła brązowooka, poirytowana zachowaniem lustra, po czym skierowała się do małej łazienki, do której drzwi były umieszczone naprzeciw łóżka Ginny.
- Tylko szybko, złotko! Ja też się muszę ogarnąć! Pamiętasz? Dzisiaj idziemy na Pokątną. - powiedziała ruda, zanim starsza Gryfonka zniknęła w łazience.
- Pamiętam, pamiętam... A ty pamiętaj, że musimy iść do Madame Malkin! - przypomniała jej. Szatynka, znając swoją przyjaciółkę, wolała się zabezpieczyć.
- Pff! Błagam cię, skarbie! Ja tylko czekam, żebyśmy w końcu poszli na Pokątną! A po co? Żeby iść kupić suknię na bal bożonarodzeniowy! - prychnęła oburzona. Kasztanowłosa musiała się zgodzić z rudą. Ona czekała na ten bal przez połowę swojego życia. Za to brązowooka miała go gdzieś, ale udawała podekscytowanie, żeby nie zranić przyjaciółki.
- Dobra, już dobra... - zaśmiała się. Kiedy już miała wchodzić do łazienki, usłyszała ciche zrzędzenie lustra:
- Ach, ta dzisiejsza młodzież... tylko chłopcy, bale, suknie, zakupy... i tak w kółko...
Gryfonka westchnęła cicho, po czym zamknęła za sobą drzwi. Szybko rozebrała się i wskoczyła pod prysznic. Po piętnastu minutach była już ubrana i uczesana. Założyła zwykłe dżinsy i do tego ciepły, luźny sweter, a włosy pozostawiła rozpuszczone. Wyszła z łazienki i postanowiła poczekać na Ginny. Po około dwudziestu minutach Weasleyówna wyszła z łazienki ubrana, uczesana i umalowana. Miała na sobie obcisłe dżinsy i, podobnie jak brązowooka, sweter, tyle że jej wyglądał nieco inaczej. Idealnie podkreślał talię młodszej Gryfonki, dzięki naszyciom po bokach. Ruda miała na sobie delikatny makijaż, podkreślający jej urodę, a włosy upięła w rozczochrany kok. Prawie codziennie próbowała namówić kasztanowłosą na jakiś urodowy eksperyment, ale jeszcze nie udało jej się nic wskórać. Ale nie traciła nadziei. Porozmawiały jeszcze chwilę, póki nie usłyszały krzyku Molly z kuchni:
- Ginny! Miona! Śniadanie!
Gryfonki wstały i niespiesznie zeszły po schodach. W kuchni byli już wszyscy tymczasowi mieszkańcy. Harry i Ron siedzieli na końcu stołu, żywo o czymś rozmawiając. "Quidditch" - pomyślała szatynka. Molly krzątała się po kuchni, a pan Weasley czytał poranny numer "Proroka". George natomiast siedział samotnie, popijając kawę. Ruda i kasztanowłosa usiadły na przeciw niego i wszyscy trzej pogrążyli się w rozmowie o wszystkim i o niczym. Po chwili pani Weasley podała śniadanie. Hermiona wzięła kilka tostów i posmarowała je dżemem, po czym wróciła do rozmowy.
- Arturze? Czy wiadomo już kiedy będziemy mogli wrócić do domu? - spytała cicho Molly, ale na tyle głośno, by usłyszeli ją wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu. Zapadła cisza. Nikt nie miał na tyle odwagi, by się odezwać, chociaż, teoretycznie, wszyscy znajdujący się w kuchni byli Gryfonami.
- Na razie nie możemy wrócić. Szaleńcza Pożoga zniszczyła wszystko. Jedyne co możemy zrobić, to czekać. - odezwał się po dłuższej chwili pan Weasley. Wszyscy wrócili do posiłku nie odzywając się. Każdy rozpamiętywał noc, kiedy Śmierciożercy, których nie dotknęła sprawiedliwość, zaatakowali. Wybrali dom rodziny Weasleyów i nikt nawet nie był zdziwiony ich decyzją. Rudzielce brali czynny udział w walce z Voldemortem. W tamtym czasie w domu znajdowali się wszyscy, którzy aktualnie byli w pomieszczeniu. Harry i Hermiona mieszkali tutaj, na Grimmauld Place 12. Harry postanowił nie sprzedawać domu, a Hermiona nie miała gdzie mieszkać. I jej dom rodzinny zniszczyli Śmierciożercy. Rodzice nadal byli gdzieś w Australii, nie pamiętali jej. Do końca posiłku nikt się nie odezwał. Hermiona i Ginny zgłosiły się do pomocy przy sprzątaniu po posiłku.  Niebieskooka myła, a brązowooka wycierała naczynia. Zostały same, więc ruda postanowiła zacząć rozmowę.
- Zawsze musi powiedzieć coś, po czym wszyscy milczą przez pół dnia... - mruknęła, lekko poirytowana zachowaniem swojej rodzicielki.
- Jest jej ciężko... Zrozum, śmierć Freda, walka Śmierciożerców... i teraz jeszcze to... - powiedziała cicho jej przyjaciółka, nadal rozmyślając o rodzicach. Ginny prychnęła.
- Tobie też jest ciężko, a jakoś nie ogłaszasz tego wszem i wobec.
Hermiona zamilkła. Co miała jej powiedzieć? Że kumuluje to w sobie i nie chce, by inni o tym wiedzieli? Że zazdrości pani Weasley tego, jak otwarcie mówi o uczuciach? Że niedługo może wybuchnąć z żalu i tęsknoty?
- Dobra, koniec. Lepiej mi powiedz jaką piosenkę śpiewałaś pod prysznicem? - zaśmiała się. Herm chętnie przyjęła zmianę tematu.
- Nie chcesz wiedzieć. - powiedziała rozbawiona. Przyjaciółka często zadawała głupie pytania, na które koniecznie musiała znać odpowiedź.
- Wiesz, że nie odpuszczę...
- Ah... Jesteś nieznośna... - westchnęła.
- A więc...? - dopytywała się ruda.
- Weasley naszym królem... - powiedziała, zawstydzona faktem, iż śpiewała ślizgońską wersje. Młoda Weasleyówna zaśmiała się szczerze na tę odpowiedź.
- I niech zgadnę... jesteś zawstydzona, bo... śpiewałaś... tą brzyd... brzydką wersje...? - zapytała ruda, nadal krztusząc się ze śmiechu.
Starsza Gryfonka tylko pokiwała głową. Gdy ruda trochę się uspokoiła, sama zaczęła nucić:
Weasley wciąż puszcza gole,Oczy ma pełne łez,
Kapelusz zjadły mu mole,
On naszym królem jest!

- Wiesz, że Ślizgoni dali mi nawet plakietkę? - zagadnęła wesoło Ginny. Najwidoczniej wrócił jej humor.
- "Weasley naszym królem"? - zapytała dla pewności kasztanowłosa.
- Mhmm... - mruknęła Gin. - Z tego, co pamiętam, to tobie też proponowali? - dodała, nieco podejrzliwie, jakby myślała, że szatynka skorzystała z okazji.
Gryfonka zaśmiała się tylko.
- Wzięłaś?! Ja jestem jego siostrą, ale Ty?! - oburzyła się, już drugi raz w ciągu tego dnia. Przez chwile Miona myślała, że ruda naprawdę się obraziła za jej "zdradę", ale gdy tylko na nią spojrzała, z ulgą stwierdziła, że jej przyjaciółka dusi się ze śmiechu.
- A ja przyjaciółką, ale to nie zmienia faktu, że ze mną nie łączą go więzy rodzinne! - krzyknęła, śmiejąc się serdecznie, po czym obie zaczęły śpiewać w głos pieśń, która miała jakże demotywujący wpływ na pewnego rudzielca. Śpiewałyby pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie chrząknięcie zza ich pleców. Obie odwróciły się jak na zawołanie i ich oczom ukazał się nie kto inny jak "król". Cały czerwony, bardzo zdenerwowany "król". Jego widok spotęgował tylko rozbawienie Ginny, a Mione przyprawił o uroczy rumieniec.
- Za pięć minut będziemy się teleportować. - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym odwrócił się na pięcie i tyle go widziały.

***
Jadł samotnie śniadanie. Dzisiaj zamierzał udać się na Pokątną, bo wypadałoby być przygotowanym na ostatni rok. A raczej jego powtórkę. Chociaż... przecież nawet nie dokończył szóstego roku...to tak jakby miał pierwszy raz zdawać siódmy, tylko w trochę starszym wieku. Zawołał skrzata i kazał mu posprzątać. Po drodze do drzwi, spotkał swoją matkę. Kiwnął jej sztywno głową, po czym bez słowa opuścił tereny Malfoy Manor. Aportował się w jakiejś ciemnej, obskurnej uliczce, leżącej prostopadle do Charing Cross Road. Odnalazł wzrokiem Dziurawy Kocioł i wszedł niepostrzeżenie. Bez słowa skierował się na podwórze. Wyjął różdżkę i stuknął w odpowiednią cegłę. "Trzy do góry i dwie w bok" - powtarzał w myślach. Cegła, którą dotknął różdżką, drgnęła i ukazała się wyrwa w murze, która powoli przeradzała się w łukowate przejście. Swoje kroki od razu skierował do Gringott'a. Po, jego zdaniem, nudnym dniu, postanowił, że nie zaszkodzi szklanka Ognistej. Ewentualnie pięć. Z mocnym postanowieniem nie upicia się dwa dni przed szkołą, skierował się powolnym krokiem z powrotem do Dziurawego Kotła. Pierwsza szklanka, potem druga... nie zauważył, przechodzących niedaleko rudzielca, Złotego Dziecka i wiewióry, a jak Wybraniec, to też Granger. Los jednak uśmiechnął się do niego, bo gdyby jego wzrok spoczął na którymś z nich, na pewno nie dotrzymałby umowy z Ministerstwem. Musiał się pilnować, żeby nie zrobić niczego głupiego. Pobyt w Azkabanie do końca życia jakoś mu się nie widział. Już wystarczającą karą były wyrzuty sumienia.
***
Zakupy... to dla niej największa kara. Nie żeby nie lubiła kupować książek! Co to, to nie! Ale ubrania...? W duchu modliła się, żeby Ginny szybko ogarnęła w czym pójdzie, bo jak dla niej to obie mogły iść w workach na ziemniaki. Ale Gin miała trochę większe ambicje.
- Długo jeszcze? - zapytała po raz nasty z kolei.
- Nie marudź! Zrobię z ciebie boginie! Tym razem się nie wykręcisz! - krzyczała, praktycznie ciągnąc starszą Gryfonkę do kolejnego sklepu.
- Ale mi w zupełności starczy bycie królewną! - krzyknęła, na co obie zaczęły się śmiać.
W końcu dotarły do sklepu jakiejś francuskiej czarodziejki, w którym ceny były wyższe niż szpilki Parkinson, czy ego Malfoya*. Za tę uwagę Hermiona dostała w potylicę od młodej Weasleyówny i nie zważając na akty buntu przyjaciółki, ruda zaciągnęła ją siłą do jednej ze sklepowych alejek. Cały sklep był utrzymany w kolorach beżu i lawendy. Ogromny lokal z trzech stron był oszklony. Na samym środku stała ogromna, okrągła kanapa, obita skorą, w kolorze kości słoniowej podchodzącej pod beż. Dookoła poustawiane były półki, na których można było głównie znaleźć suknie na różne okazje. Po okrągłych dwóch godzinach, nieugięta panna Weasley, w końcu zdecydowała, jakie suknie "bierzemy". "Raczej ona bierze, a ja płace!" - prychnęła w myślach kasztanowłosa.
- Poprosimy te dwie. - powiedziała Gin, gdy były już przy kasie.
- Świetny wybór. - powiedziała z uśmiechem kasjerka, po czym skasowała i zapakowała "zdobycze" Weasley.
***
- Trzysta-ile?!
- Trzysta dwadzieścia osiem galeonów, dwadzieścia pięć sykli i trzy knuty. - odpowiedziała spokojnie Ginny.
Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Tyle pieniędzy za dwie sukienki?! Była wzburzona, a jeszcze bardziej denerwował ją ten cholerny spokój jej rudej przyjaciółki!
- Nigdy więcej! - krzyknęła i przyśpieszyła tempa.
Ginny tylko zaśmiała się i dalej szła przed siebie. Wszyscy czekali już na nich w Dziurawym Kotle, musiały się spieszyć. Ona mogłaby zostać tam jeszcze dłużej, właściwie do zamknięcia, a gdyby była taka możliwość to siedziała by tam całą noc!
- No nareszcie! - krzyknął poirytowany Ron.
- Nie przesadzaj, Ron! - powiedziała Gin.
- Nie przesadzaj?! Ja mam nie przesadzać?! To wy wybierałyście dwie szmatki ponad cztery godziny!
- Ej, ej, ej, ej! Tylko nie szmatki! A zresztą, to ty się będziesz ślinił na nasz widok! - krzyknęła, po czym pokazała mu język. Odwróciła się na pięcie i rzuciła przez ramie:
- A! I nie zapominaj o butach!
***
Usiedli i zamówili napoje. Ginny i Hermiona wzięły piwo kremowe, a Harry i Ron Ognistą. Reszta, jak się okazało, już ponad dwie godziny temu poszła do domu, co bardzo wyraźnie zaznaczył najmłodszy z braci Weasley. Atmosfera nieco opadła i ruda, jej brat i Wybraniec pogrążyli się w rozmowie o quidditchu. Gryfonka, z braku innego zajęcia, zaczęła rozglądać się po pubie. Po kilku minutach, zauważyła dobrze znaną i znienawidzoną blond czuprynę, która zmierzała w stronę wyjścia z baru, czyli, jednoznacznie, w ich stronę.
***
Notka dosyć długa, i tak, wiem, mało Dracona, ale obiecuję, że w następnym rozdziale będzie go o wiele więcej. Będzie mi bardzo miło, jeśli czytając tego bloga napiszesz choćby kropkę w komentarzu, chociaż mile widziane dłuższe opinie.
* - wszystkie riposty oznaczone gwiazdką zostały pożyczone od Darii, która prowadzi bloga o Jily.
<Polecam bloga Hani> aka.- Daria <3

PS: Przepraszam za brak akapitów, ale nie miałam już siły do tego idiotycznego programu od bloggera... wcześniej pisałam w WordPad, ale musiałam to przenieść i coś się spierniczyło...

Przywitanie

Witam!
Zaczynam swoją przygodę z Bloggerem. Mam nadzieję, że spodobają wam się moje wypociny i docenicie to, co napisałam. Przyznam, nie jestem zbyt dobra w takich sprawach, więc jeśli gdzieś zmieni się dziwnym trafem czcionka czy coś w ten deseń, to bardzo przepraszam. Będzie przeklinanie, tak dla informacji. Postaram się dodawać nowe notki jak najszybciej i ogarnąć zarys bloga, bo nie ogarniam... właśnie sobie uświadomiłam jakim jestem debilem, skoro nie rozumiem "tak prostej rzeczy". Koniec autodis'u. Mam nadzieję, że czytając tego bloga zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza, nieważne jakiego. Czy to będzie pochwała czy konstruktywna krytyka., docenię to. Dziękuje, dobranoc.